wtorek, 8 lipca 2014

Ordynarne Casus belli 1

Polecam pogańskie powidła,
zadzierane nosem.
Zaszokowanych zapraszam, nalegam,
krwiste, uszne szaszłyki,
pensylwańską ziemią podsycane.
Kanibale łakną, piją, jedzą,
dam każdemu rozgrzeszenie,
mam monopol, mów mi premier.
Księdzy mamy też dostatek,
dzieci również, ze śmietanką.
Filiszklnką na puchnące cysty,
z oka bałwochwalczego artytysty.
Z katem wiele mamy do czynienia,
wyrok w liczbie dwa bez zawieszenia.
Kogo skazujemy?
Nie pogańskie, lecz cygańskie widła,
w mordy prać muzułmańskie radykały,
co im krzywo z oczu patrzy.
Wszyscy socjal, jak na zawołanie!
Pyszne kurwy, jak jeden mąż skandują!
Pijawki uczciwych krwawicy,
wstyd i hańba, wnuczki dziadków
nieświadomi bolszewicy.
Ściąć, ukrócić lewe panowanie,
wziąć na hak każdego skurwegosyna.
Lewo w przeszłość, nie inaczej,
prawo w przyszłość,
Panie socjal, słyszysz pan?
Wypierdalaj pan nierobie, cóż żeś jesteś brudny żłobie?
Wypierdalaj już po tobie!


środa, 12 marca 2014

Od śmierci do narodzin, znowu1

Zobrazuj sobie
To tak długo żeby dojść
Dojść od śmierci do narodzin
Wyciskam do bólu klawisze telefonu
Kursor ciśnie po ekranie
Koniec dźwięków
Wysadza mi krew
Będąc przy ostatniej trzeźwości
To tak długo
Od ściany do ściany
Przedpokój przez pokój
Pusto i nie pełno
Od śmierci do narodzin
Znowu czekam
Te same ściany, znowu
Znowu się duszę
Czekam, znowu, znowu aż się urodzę
Znowu, znowu się brzydzę
To takie trudne ponownie przyjść na świat
Poczekaj dopóki sam nie umrzesz
Leżę w piaskownicy, piasek mną pluje
Smakuję powoli każdej sekundy
Tej zmarnowanej, na tej ziemi
Tej ziemi.. a piasek powoli mnie pochłania
Bierze mnie, jak brał czas wszystkich i wszystko
Byle bym cierpiał nie biorąc brzytwy nawet
Bo żadna dłoń nie dba, żadne mędrki
Nieukom się leje z butelki, kiedy ja lecę
Panie Dzieju.. po cóż Ci jesteśmy
Wewnątrz piaskownicy twarzą w twarz
Każdem ze swoim sumieniem, po co nam życia polewałeś
Nie wiem skąd to, pusto i samo sobie
Samotna podróż od tej śmierci
Ze swoją zimną twarzą, komu?
Suchy przełyk ponad dwie godziny zjadał mój tlen
I jestem, miraż ludzkiej godności
Znowu


sobota, 8 lutego 2014

Demagogia, taka dla własnego umysłu1

Widziałem w internatach,
sieciach pajęczych,
cienkich, długich jak babciny wstęgi,
nie jedną, nie kilka,
całe tuziny.
Różne one były,
bałwochwalcze raczej niżli rozumne,
wychwalając nie te charaktery,
egoizmem cuchną, wielka choroba, ale
takie też inne,
tak, były..

Były, bo były,
ale żeby iść jak każą?
Sądząc, że to właściwa droga.
Sympatycznie sympatyzować,
kolaborować z wrogiem.
I nadal prowokować,
mimo woli powoli jednak zastygając,
wlutowanym w ludzką masę.
Demonizować kobiety i odwracać głowę?
Nie, raczej nie,
z kimś dywagować, tak.
Raczej ubrać spodnie aniżeli ściągać,
Ale tak, dać się pochłonąć przez żywioł,
oddać swoją skórę i kawałek nerki dla kelnerki.
Co by Bóg takiej nie zrzucił z nieba?








niedziela, 5 stycznia 2014

Lądochodne otroki1

U mego boku nostalgia,
pod nogą, na smyczy.
Tylko ją puszczę, a gryzie i kopie,
hardo się trzyma by być na uwięzi.
Nie śmiem wymienić się wzrokiem,
tylko zabierać ją muszę wieczorami, by przejść się,
zastanowić nad życiem,
i z przymusu ją biorę, nie z własnej woli..

Lądochodne otroki nas ostatnio spotkały,
ładne to.. ładne, mi wtedy gadały,
że zwierzę całkiem zgrabne.
Nic nie odrzekłem, zamilkłem, ciągle myślę,
tylko głupiec ma szczęście.
Przecie każdy te same skrzydła dostał,
jeno w innej cenie może, ale te same.
Czy inaczej malowane były?
Matactwo to jakieś, tworzywo podobno jednakowe..

Od początków dorastania pod nogi wchodziła,
żywa, bo żywa, lelum polelum dużo piła.
Nikt jej nie głaska, z daleka się gapią,
bo śmierdzi, a rzekłbym nawet,
że capi zwątpieniem, konkubina diabła.
Otroki, więc mijają nas nader często z obrzydzeniem,
i tak chodzimy razem krok w krok,
ślubując światu od lat te same, nędzne wartości.
Powinienem mówić na nią, dziwka,
strach czyni, że tytułuję ją per, droga, szanowna pani,
dotrzymując mi kroku przerywa tworzenie.
Sens często mi bierze na własność,
do miski, robiąc z niego strawę.
A jak pić, to tylko moje uradowanie,
w jedną chwilkę wszystko, kiedy ja piję kawę.
Jedną chwilkę tylko,
wy, niewolniki pewno ją znacie,
pomyślcie, jedną chwilkę tylko.

Te lądochodne homo sapiens jutro znów mijają złote wiatraki,
dziesiątego każdego miesiąca łapią je za filcowy frak.
Znam się z nimi, widzę ich na co dzień,
myśmy z tego samego łona, co do jednego.

Każdem po tych samych nominałach,
niewolstwo owej smyczy sięga wszystek nas.
Powiadam wszystek nas!